piątek, 28 sierpnia 2015

my everyday summer make up routine




dzisiaj coś nowego a mianowicie moje początki z make-upem. ilość obejrzanych przeze mnie tutoriali powoli zaczyna wymykać się spod kontroli, dlatego postanowiłam od czasu do czasu zmieniać coś w swojej kosmetykowej rutynie.



przystanek numer jeden to korektor eveline w nr 3 porceline i baza do cieni z bell. po latach i latach walki o moją cerę postanowiłam, że nie będę męczyć jej jakimkolwiek podkładem. do tej pory takowy miałam na sobie 2x w życiu: na studniówce i ślubie mojej siostry. dlatego też w ruch idzie lekki korektor pod oczy i w kolejnych miejscach wymagających rozświetlenia, czyli czoło, linia i płatki nosa oraz broda. nakładam go też niewiele w miejsce, gdzie pójdzie bronzer. na powieki wklepuję bazę, wszystko matuję pudrem soft mat loose z manhattana w kolorze 01 natural.


etap numer dwa to brwi. swoich nienawidzę, bo są rzadkie i w kolorze blond przez co muszę traktować je henną. gdy ta blednie przestrzenie wypełniam cieniem z maybelline collor tattoo w kolorze permanent taupe nr 40. wszystrko utrwalam żelem do brwi z catrice. 

czas na tzw fun part czyli makijaz oka i moją ostatnią miłość - wodoodporne cienie z rimmela. złotą rybkę w kolorze bulletproof beige nakładam na całą powiekę. zewnęrzne konciki wypełniam metalicznym cieniem z pierre rene nr 84 me me new! a potem lekko przyciemniam najciemniejszym kolorem z palety mocha latte z avonu. na górę leci cienka kreska czarną kredką również z avonu. ostatni krok to oczywiście maskara. na zdjęciu wytuszowałam oczy w miarę przeciętną z manhattanu. obecnie używam astor seduction code N2 i jestem z niej mega zadowolona.

teraz czas na policzki (i konpromitujące zdjęcie z dziubkiem) czyli  bronzer, króry upolowałam na wyprzedażach w rossmanie. to loreal w nr 01, który przeuwielbiam. i nieśmiertelny róż z bourjois w klorze bodajże 33 golden lilac. szczerze to używam go tak długo, że chyba w końcu spróbuję znaleźć jakąś alternatywę.


ostatni krok to usta oraz moja nowa miłość, czyli matowe pomadki z golden rose. na zdjęciu jest nr 27, który wygląda na różowy, chociaż w rzeczywistości wpada lekko w brzoskwinię.

xx

sobota, 22 sierpnia 2015

can't wait till fall / never been happier



jestem napompowana do maximum miłymi słowami. ogrom życzliwości, jaki przelał się w ostatnich dniach na mnie i moją rodzinę napełnia mnie niezwykłym szczęściem. poprzedni tydzień minął zaskakująco gładko i omijając szerokim łukiem wtorkowe popołudnie nic złego/stresującego nie miało miejsca. ślub i wesele były przepiękne a ja pomimo tego, że wypłakałam morze łez bawiłam się wspaniale i o dziwo spodobało mi się świadkowanie ;) taką imprezę mogłabym powtarzać co tydzień, chociaż prawdopodobnie w takim wypadku straciłaby ona cały swój urok.
sierpień zmierza ku końcowi a ku mnie wędrują myśli o poszukiwaniu kolejnego studenckiego lokum i jesieni, którą uwielbiam. powoli zbieram kolejne sztuki moich ukochanych swetrów i koszul, wyciągam z szafy koce i grubsze skarpety i czekam na pierwsze spadające liście. ale to niedługo. na razie pocieszę się jeszcze ostatnimi falami upałów na mazurach.

xx

ps.  mam nadzieję, że młoda para doceni mój wybór piosenki :))







piątek, 7 sierpnia 2015

blue


nie wszystko idzie zawsze tak jak się tego oczekuje. czasami założenia są dalekie od rzeczywistości. co nie znaczy, że nadchodzący czas jest gorszy. inny na pewno, ale to nie znaczy, że drugiej kategorii. trzeba iść z prądem. dostosować się do nowej sytuacji i wycisnąć z niej jak najwięcej. z prawdzywymi chęciami to żadna trudność. porzucam niebieskie garaże, Niegocin i wygodne łóżko - tym samym rozpoczynam odliczanie do dnia ostatecznego. 7 dni - czas start!









 pants: new look | top: pull&bear